Islandia: gejzery, Gulfoss i Pinkvellir

Jak dobrze było pospać dłużej! To już szósty dzień naszej wyprawy i wszyscy zaczynamy odczuwać zmęczenie – byciem w drodze i niewyspaniem.

Dziś w planach – gejzery, wodospad Gulfoss, park narodowy Thingvellir i nocleg w tym samym miejscu, gdzie zaczynaliśmy naszą islandzką przygodę – w przytulnym mieszkanku na przedmieściach Reykjaviku – w Hafnarfjordur 🙂

Ale na dzień dobry – koniki o wschodzie słońca! Już się przyzwyczaiłam, że szczęścia do wschodów to my tu nie mamy (do zachodów również…). Ale przecież nie schowam aparatu do plecaka, bo nie ma wymarzonego światła. Staram się zrobić najlepsze zdjęcie, jakie potrafię, w takich warunkach jakie mam. A koniki pozują! Zwłaszcza jeden.

No to ruszamy dalej – po drodze jeszcze tankowanie (już wiemy jak!) i obieramy kierunek – gejzery!

Tu, przy gejzerach w dolinie Haukadalur po raz pierwszy w naszej islandzkiej podróży spotykamy się z aż tak masową turystyką… Ten mały sklepik przy Glacier Lagoon przy tym „molochu” który tu stoi (a obok buduje się hotel) wygląda jak kiosk RUCH-u… Ogromna przestrzeń handlowa i gastronomiczna. I tłumy ludzi. I zapach siarki, zgniłych jajek i jakkolwiek to jeszcze nazwać – śmierdzi! Ale tłum jest 🙂

Od Geysiru – pierwszego, który się tu uaktywnił pochodzi nazwa określająca nie tylko to miejsce, ale też tak określa się tego typu źródła geotermalne na świecie. Ten Geysir już nie jest aktywny. Natomiast dość regularnie, bo co 5-10 minut wybucha Stokkur.

Dość szybko „ewakuujemy się” z tego miejsca. W drodze do wodospadu Gulfoss zastanawiamy się, co nas tam spotka… No to jesteśmy i… też stoi tu całkiem spory obiekt handlowo-gastronomiczny. A na parkingu mamy problem ze znalezieniem miejsca… Udaje się i zamiast iść oglądać wodospad wyjmujemy termosy z kaszą gryczaną z grzybami 🙂

Wodospad ogromny. Ma kilka kaskad i poziomów. Największy z tych wszystkich, które tu widzieliśmy. Skuty lodem, ale nadal bryzgający wodą (i czuć na twarzy, i widać na obiektywie 🙂 ). Jest dość ślisko. Ścieżka prowadząca pod sam wodospad jest zamknięta. Podziwiamy go z dwóch innych miejsc widokowych. Jeden jest wyżej i widzimy Gulfossa z góry, a drugi niżej i pokazuje doskonale całą jego rozpiętość.

Wracamy drogą obok gejzerów. Kierujemy się do Reykjaviku przez park Thingvellir. Ponownie zachwyca mnie droga i przestrzeń. Trochę przysypiam w czasie tego etapu podrózy, ale za każdym razem jak otwieram oczy chcę się zatrzymać na zdjęcia. Pobocze jest dość oblodzone… ale stajemy przy jednym parkingu z rozległym widokiem na park i jezioro Thingvallavatn. To największe islandzkie jezioro. Jest dość szaro i pochmurno. Zdjęcia, które tu robię są raczej „dokumentacyjne”.

Dzisiejsze mieszkanko jest niewątpliwie naszym najlepszym miejscem noclegowym w czasie tej wyprawy. I wyposażenie, i rozkład – no wszystko super! I jeszcze balkon z widokiem na miasto i zatokę.

Dziś wszystkie aplikacje pokazują prawie zerowe szanse na zorzę… No to idę spać 🙂

  1. Odpowiedz

    Super fotki, ach te dzikie koniki….

Leave a Reply